Drugi lockdown dla gastronomii. Nie wszyscy przetrwają

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Ograniczone możliwości funkcjonowania, obcięte o połowę zmiany oraz skrócone godziny otwarcia. Krakowska branża gastronomiczna walczy o przetrwanie.

– We wszystkich naszych lokalach liczbę pracowników na zmianie zmniejszyliśmy do minimum – mówi Mateusz Pasternak, główny kierownik sieci pizzerii Banolli w Krakowie.

– Przed lockdownem, w zależności od potrzeb placówki, podczas jednej zmiany zatrudnialiśmy do siedmiu osób. Teraz ta liczba ograniczyła się do maksymalnie trzech – przyznaje menedżer pizzerii. – Zmieniliśmy również menu. Z powodu znacznego spadku liczby zamówień nie jesteśmy w stanie zaoferować klientom tak różnorakiej oferty, jak wcześniej – tłumaczy.

Mateusz Pasternak mówi, że w niektórych lokalach zostały skrócone także godziny otwarcia, a dwie z pięciu placówek, ze względu na spadek ruchu spowodowany pandemią, musieli zamknąć całkowicie.

Nad koniecznością zmniejszenia liczby pracowników zatrudnionych na jednej zmianie ubolewa także Łukasz Janowicz, manager pizzerii Cyklop przy ulicy Mikołajskiej oraz trattorii Cyklop na krakowskim Kazimierzu.

– Przed lockdownem nasze restauracje zatrudniały około piętnastu pracowników podczas jednej zmiany, natomiast teraz ta liczba zmniejszyła się dwukrotnie – wyjaśnia przedstawiciel Cyklopa.

W krakowskiej restauracji Magillo zmiany również zostały obcięte o połowę, a godziny otwarcia skrócono. Edyta Klisiewicz, współwłaścicielka lokalu, wyznaje, że wielu jej znajomych z branży zamyka swoje restauracje, ponieważ nie są one w stanie się utrzymać ze sprzedaży posiłków wyłącznie na wynos.

Własna aplikacja do sprzedawania posiłków

Coraz więcej restauratorów rezygnuje ze współpracy z aplikacjami typu Uber Eats, Pyszne.pl czy Glovo ze względu na wysokie prowizje pobierane od każdego zamówienia. Krakowscy przedstawiciele branży gastronomicznej wdrażają własne aplikacje do sprzedawania posiłków.

Główny kierownik sieci pizzerii Banolli mówi, że „dla klientów zamawianie posiłków przez Uber Eats lub Pyszne.pl jest bardziej wygodne, niż za pośrednictwem strony internetowej czy telefonu. Dla placówki niestety wiąże się to z minimalną marżą, a przy mniejszych zamówieniach, tego rodzaju rozwiązanie jest nawet na granicy opłacalności”.

Restauracja Pod Wawelem również dostarcza posiłki do swoich klientów za pośrednictwem Uber Eats. – We współpracy z tego typu firmami nie chodzi o to, by zarobić, bo na tym się nie zarabia – przyznaje przedstawiciel restauracji. – Tylko o to, by dać pracę ludziom w tym trudnym okresie dla branży gastronomicznej.

Jak zachęcić klienta?

W celu zachęcenia klientów do składania zamówień na wynos, restauracje oferują różnorodne zniżki, a także promują swoje lokale za pośrednictwem ulotek czy reklam w social mediach. Jednym z pomysłów restauratorów jest również sprzedaż bonów podarunkowych, które można będzie wykorzystać w “lepszych czasach”. Ratunkiem dla niektórych lokali są także stali klienci, którzy nadal zamawiają u nich posiłki. Gorzej jest z restauracjami, które przed pandemią nie oferowały możliwości zamówienia dań na wynos.

Restauracja Magillo zachęca klientów do zamówienia posiłków na wynos poprzez poszerzenie asortymentu o dodatkowe produkty, a także dorzuca do każdego zamówienia deser lub napój gratis. – Wprowadziliśmy na stałe danie dnia, które kosztuje 22 zł, a podobny zestaw z menu 46 zł – mówi Edyta Klisiewicz, współwłaścicielka restauracji.

Wsparcie rządu

Pomoc państwa podczas pierwszego lockdownu pozwoliła nam przetrwać czas zamrożenia, spłacać na bieżąco swoje zobowiązania, nie zalegać z opłatami za media i raty leasing – wyjaśnia Edyta Klisiewicz z restauracji Magillo.

Na pytanie, czy wsparcie rządu podczas pierwszego lockdownu zadowoliło potrzeby zarządzanej przez niego restauracji, Łukasz Janowicz odpowiada: “nie zamknęliśmy się, więc musimy być zadowoleni”, dodając, że podczas pierwszego lockdowu restauracja nie zwolniła żadnego pracownika.

Mateusz Pasternak z kolei uważa, że grupą zawodową najbardziej zostawioną “na lodzie” podczas pierwszego lockdownu są pracownicy zatrudnieni na podstawie umowy o pracę, ponieważ wysokość wynagrodzenia tych osób znacznie spadła, ale nie dostały one żadnej opieki rządowej.

 

News will be here