Jak wyglądała akcja "zero tolerancji" w praktyce

fot. KWP w Krakowie

Policja i straż miejska mają egzekwować przepisy dotyczące m.in. zakazu gromadzeń się osób. Kary są wysokie. To zagrożenie dla obywateli, stwierdza jeden z krakowskich sędziów.

Szef polskiej policji na ubiegłotygodniowej konferencji był stanowczy. Nadinspektor Jarosław Szymczyk, mając u swojego boku ministra Mariusza  Kamińskiego, obwieścił, że funkcjonariusze bez litości będą karać tych, którzy łamią zakaz gromadzenia się powyżej dwóch osób. Dotyczyło to zwłaszcza młodszych, którzy w dużej mierze za nic mają nakazy i zakazy.

Jak jednak w praktyce wyglądało egzekwowanie przepisów mających na celu zahamowanie epidemii? Zaczęliśmy od straży miejskiej, bo w Krakowie ta jednostka jest na pierwszej linii frontu dbania o porządek.

Ostateczność

W poniedziałek krakowska straż miejska poinformowała, że podczas ostatniego weekendu otrzymała około 100 telefonów. O zgromadzeniach, przede wszystkich osób młodych, strażników alarmowali sami mieszkańcy. Część z nich został potwierdzona. Informacji o sankcjach jednak nie było. We wtorek wieczorem otrzymaliśmy oficjalną odpowiedź od rzecznika prasowego miejskiej jednostki.

– Na te osoby, które lekceważą obostrzenia i przepisy zawarte w rozporządzeniu Ministra Zdrowia, strażnicy mogą nakładać mandaty karne w wysokości do 500 zł na podstawie art. 51 § 1 Kodeksu wykroczeń, z możliwością wykorzystania również przepisów odnoszących się do innych czynów zabronionych, np. art. 50 Kodeksu wykroczeń – tłumaczy Marek Anioł.

art. 51 § 1 kw, „Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny”

art. 50 kw: „Kto nie opuszcza zbiegowiska publicznego pomimo wezwania właściwego organu, podlega karze aresztu albo grzywny”

Marek Anioł jednak zaraz dodaje, że „takie działania to ostateczność”. – Praktyka pokazuje, że najczęściej wystarczające okazują się rozmowy z tymi, którzy mimo obostrzeń naruszają obowiązujące regulacje – stwierdza.

– Pragnę nadmienić, iż powyższe ustalenia, w związku z dynamiczną sytuacją, mogą w przyszłości ulec zmianie – mówi rzecznik krakowskiej straży miejskiej.

Z powietrza, wody i lądu

Policja, jak już zostało wspomniane, miała działać prężnie i sumiennie wywiązywać się z obowiązku ochrony obywateli. Komenda Miejska Policji w Krakowie poinformowała, że do patroli używane były nie tylko radiowozy, ale również motorówki, helikopter i drony. Dzięki zamontowanym głośnikom krakowianie usłyszeli komunikaty wzywające do pozostania w domach.

Oczywiście mundurowych można było spotkać również na mieście. Patrolowane były skwery, bulwary i zalewy.

– W momencie stwierdzenia łamania przepisów policjanci natychmiast reagowali pouczając, a tam, gdzie kierowane uwagi nie przynosiły skutku, wystawiając mandat lub kierując wniosek o ukaranie do sądu. Dzięki zaangażowaniu policjantów, ale także odpowiedzialnej postawie mieszkańców Krakowa w walce o bezpieczeństwo, przypadki nieprawidłowych zachowań zdarzały się incydentalnie – czytamy na oficjalnej stronie.

W poniedziałek wysłaliśmy pytania do policji, jak się to przekłada na liczby. Ile konkretnie mandatów zostało wystawionych, a ile osób usłyszało tylko pouczenie? Na odpowiedzi wciąż czekamy.

"Drakońskie kary"

Jak przewidział Marek Anioł, sytuacja faktycznie się zmieniła i to w trakcie przygotowywania meteriału do tego tekstu. Od 1 kwietnia obowiązują kolejne obostrzenia, o których przeczytać można TUTAJ

Warto o tym wiedzieć, bo teraz kary są dużo surowsze. Np. za wejście do parku grozi kara grzywny w wysokości od 5 do 30 tys. złotych. Nieuzasadnione stanie w grupie w miejscu publicznym jest sankcjonowane karą pieniężną od 10 do 30 tys. złotych. Również za brak odstępu min. 2 m odległości od osób na ulicy mandaty mogą sięgać od 5 do 30 tys. złotych.

Pytanie, jak będą egzekwowane sankcje? – Przede wszystkim w przypadkach nakładanych drakońskich kar nie będą orzekać sądy powszechne tylko organy administracyjne – tłumaczy nam jeden z krakowskich sędziów.

– Decyzja taka jest natychmiast wykonalna, a wykazywanie, że brak było przesłanek do takiej decyzji może zająć dużo czasu. Należy także pamiętać, że postępowanie administracyjne nie ma tak gwarancyjnego charakteru jako postępowanie karne (w tym o wykroczenia). To wszystko pokazuje jak bardzo oddalamy się od standardów ochrony obywateli, których nie uzasadnia nawet zwalczanie epidemii – mówi.

–  Oczywiście wobec określenia zakazów (pomijając ich legalność) w sposób jaki zostało to zrobione, pojawia się niebezpieczeństwo, że organy państwa mogą traktować to jako łatwy dochód dla budżetu i kary będą wymierzane niejako z automatu – komentuje.

News will be here