Jan Janczykowski: Będę miał szansę odpocząć [Rozmowa]

Jan Janczykowski fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Wczoraj Generalna Konserwator Zabytków poinformowała o złożeniu wniosku o odwołanie wojewódzkiego konserwatora zabytków. Pytamy Jana Janczykowskiego o wysuwane wobec niego zarzuty – przede wszystkim o sprawę inwestycji przy ul. Stradomskiej w Krakowie.

Patryk Salamon, LoveKraków.pl: Czy spodziewał się Pan wniosku o odwołanie?

Jan Janczykowski, wojewódzki konserwator zabytków: Ja przede wszystkim planowałem w tym roku przejść na emeryturę, co zapowiadałem już wczesną wiosną. Mam tylko jedną wątpliwość, gdyż do chwili obecnej nie dostałem żadnej oficjalnej informacji na ten temat. Z tego co wiem od dziennikarzy, wojewoda do chwili obecnej też takiego wniosku nie dostał, więc nie wiem, jak to wszystko wygląda. Bo jedyna informacja pochodzi ze strony internetowej ministerstwa kultury.

Czy rozmawiał Pan wcześniej z minister Gawin na temat – jak to określa wprost ministerstwo w komunikacie – nieprawidłowości przy inwestycji na Stradomiu i przy willi w Zakopanem?

Nie tylko przy willi, tylko ogólnie przy kwestiach wpisowych w Zakopanem. Wiem o tym tylko z tego komunikatu. Z panią minister ostatni raz rozmawiałem chyba w czerwcu. Widziałem wtedy, że sprawa Zakopanego jest dla niej bardzo istotna, ale z drugiej strony cały czas były w tych sprawach podejmowane działania. Zakopane jest terenem szczególnie trudnym, gdzie wpisy do rejestru idą z urzędu, ze względu na fakt, że właściciele nie wyrażają na to zgody. Więc te postępowania muszą być prowadzone szczególnie starannie, by przy bardzo prawdopodobnych odwołaniach udało się je utrzymać. Nie da się tego zrobić szybko. Poza tym, owszem, wydane zostały – jak napisała pani minister w komunikacie – w tym roku na razie dwie decyzje, tylko tyle, że nie obejmują one dwóch budynków. Bo jedna z nich to wpis układu urbanistycznego i zespołu zabudowy i mamy tam około trzydziestu obiektów objętych ochroną. Ta decyzja oczywiście została zaskarżona, obecnie jest w ministerstwie, które zastanowi się, czy ją utrzymać czy uchylić. Przygotowywana jest kolejna decyzja tego rodzaju.

A jeśli chodzi o willę przy ul. Witkiewicza w Zakopanem?

Tam problem polega na tym, że ja mam listę przygotowaną przez ekspertów z Muzeum Tatrzańskiego, wymieniającą w sumie 89 obiektów, które warto wpisać do rejestru zabytków. I ten budynek tam nie figuruje. Poza tym, o czym w komunikacie można wyraźnie przeczytać, sprawą powinien się zajmować miejski konserwator zabytków, ale się nie zajmuje, bo nie złożył nawet takiego wniosku. Rezultat jest taki, że po prostu sprawa jest przedwczesna – dopóki ani do miejskiego ani wojewódzkiego konserwatora nie wpłynął wniosek o skreślenie z ewidencji konserwatorskiej i rozbiórkę budynku, to trudno to traktować jako sprawę zaawansowaną.

Zapytam jeszcze o Stradom. W komunikacie ministerstwa jest wprost napisane, że będą się teraz toczyć trzy postępowania o stwierdzenie nieważności. Jest nawet sformułowanie, czy zostały wydane z rażącym naruszeniem prawa. To bardzo mocne określenie.

Tak, z tym że to określenie jest określeniem prawniczym. Sprawa polega na tym, że rzeczywiście jedna z decyzji przedłużających pozwolenie na badania archeologiczne została wydana przez nas kilka tygodni po upływie terminu ważności tego pozwolenia. Ale inwestor złożył wniosek w terminie. Opóźnienie nastąpiło u nas, akurat mieliśmy wówczas u archeologów kontrolę NIK, wobec czego trudno było przyspieszyć tego typu działania, by się zmieścić w terminie. A wniosek był złożony około tygodnia czy dwóch przed terminem ważności pozwolenia.

Czy w sprawie Stradomia nie ma Pan sobie nic do zarzucenia?

Niezależnie od tego, że od 15 lat jestem na tym stanowisku, wcześniej przez wiele lat zajmowałem się badaniami architektonicznymi i w ich czasie musiałem współpracować z archeologami. Więc znam dobrze metody pracy archeologów i uważam, że te prace były wykonywane prawidłowo. Oczywiście można mieć zastrzeżenia co do szczegółów, ale problem polega na tym, że – zgodnie z przepisami – teraz archeolodzy złożyli dopiero wstępne opracowania wyników badań, a na opracowanie kompletne mają trzy lata. Wobec czego dopiero wtedy będzie można ocenić, czy są w tym opracowaniu jakieś mankamenty, czy nie. Kwestia tego nieszczęsnego cmentarza – ponieważ cmentarz, zgodnie z tym, co archeolodzy stwierdzili, przestał funkcjonować w końcu wieku XVII, to tłumaczy, dlaczego nie ma go na mapach XVIII-wiecznych Krakowa, a archiwalia nie ocalały do naszych czasów. W tej sytuacji o tym, że ten cmentarz był w takiej lokalizacji, nikt nie wiedział. Było wiadomo, że gdzieś cmentarz musiał być, skoro był kościół i szpital. Ale ja zakładałem, że pochówki były przy samym kościele, bo tak najczęściej robiono. A okazało się, że cmentarz szpitalny umiejscowiony był zupełnie osobno, z boku. Natomiast przez to, że był on całkowicie zapomniany, nikt o nim nie wiedział, były robione na moje polecenie przed rozpoczęciem projektowania w 2014 roku badania sondażowe, ale one polegają na tym, że po prostu robi się punktowe wykopy w kilku miejscach. Akurat żaden z tych wykopów na ten cmentarz nie trafił.

To częsty przypadek?

Można łatwo sprawdzić, że w czasach, kiedy budowane było Centrum Kongresowe, tam też natrafiono na dość duży cmentarz i też szczątki musiały zostać przeniesione w inne miejsce. W Krakowie mamy dziesiątki miejsc, gdzie były kiedyś kościoły czy cmentarze i te miejsca są dziś całkowicie zapomniane. Wobec czego takich odkryć będzie znacznie więcej i podchodzę do tego bez emocji. Po prostu wiem, jak wygląda sytuacja. Na Stradomiu miało miejsce pełne przebadanie archeologiczne tego cmentarza, opracowanie antropologa jest na wieleset stron, bardzo obszerne i dokładne, a szczątki po zakończeniu tych badań zostały pochowane w krypcie kaplicy cmentarnej pod Krakowem. To jest dla mnie lepsze rozwiązanie, niż gdyby inwestycja nie objęła tego cmentarza i po nieznanym cmentarzu jeździły później koparki i ciężkie auta budowy. Wtedy na pewno pojawiłyby się dodatkowe zniszczenia. To dobrze, że te szczątki zostały z tego miejsca zabrane i pochowane w godny sposób w kaplicy cmentarnej.

Czy wobec wniosku z ministerstwa nie uprzedzi Pan sytuacji i nie odejdzie Pan sam na emeryturę, tak jak Pan zapowiadał?

Jedno muszę zrobić, bo planowałem to na wiosnę, ale nigdy nie było czasu i przesuwałem to na kolejny dzień. Dziś jeszcze chcę się wybrać do ZUS-u i złożyć formalnie wniosek o naliczenie emerytury. Jak to zrobię i dostanę odpowiedź, mogę w każdej chwili odchodzić. Poza tym, jakiś okres wypowiedzenia też tu chyba obowiązuje. Jeszcze nie miałem czasu sprawdzić dokładnie przepisów w tym zakresie. Zobaczymy, jak się to ułoży dalej.

Czuje Pan żal do ministerstwa, że odwołują Pana w takiej atmosferze skandalu, albo przynajmniej próbują ten skandal wykreować?

Nie oceniam tak surowo, jak Pan to określił, ze względu na to, że jak ktoś jest powołany na stanowisko, to musi się liczyć z tym, że będzie odwołany. Chciałbym zwrócić uwagę, że i tak jestem rekordowo długo. Wczoraj wieczorem przeglądałem sobie materiały i okazuje się, że pod względem długości pracy na tym stanowisku jestem drugi spośród wszystkich dotychczasowych konserwatorów wojewódzkich od 1918 roku. Dłużej była tylko p. dr Hanna Pieńkowska, która pełniła tę funkcję ponad 20 lat. Generalnie konserwatorzy są na tym stanowisku kilka lat, maksymalnie do dziesięciu-jedenastu. Więc autentycznie czuję się zmęczony. Gdybym nie deklarował wcześniej odejścia na emeryturę, mógłbym wówczas szukać jakiegoś drugiego dna. Natomiast w tym momencie to, że odejdę, nie jest dla mnie sprawą przykrą. Wręcz przeciwnie, będę miał szansę odrobinę odpocząć, bo praca wojewódzkiego konserwatora jest ciężka i niewdzięczna.