"Mamy problem z dyskusją na temat zakazu handlu w niedzielę" [Rozmowa]

Jeremi Mordasewicz fot. Konfederacja Lewiatan

Spór o wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę robi się coraz bardziej napięty. W październiku ubiegłego roku Sejm skierował obywatelski projekt ustawy do prac w komisjach sejmowych. Teraz pojawił się pomysł, aby zakaz był wprowadzany stopniowo, zaczynając np. od dwóch niedziel w miesiącu. O ewentualnych skutkach uwolnienia niedziel od handlu i negocjacjach ze związkami zawodowymi rozmawiamy z Jeremim Mordasewiczem, współzałożycielem Business Centre Club i ekspertem Konfederacji Lewiatan.

Łukasz Dankiewicz, LoveKraków.pl: Zakaz handlu w niedzielę w proponowanej formie ma sens?

Jeremi Mordasewicz: Mamy przede wszystkim problem z dyskusją na ten temat. Obywatelski projekt nie zawiera skutków regulacji. Kiedy my przedstawiamy ocenę skutków np. raport PwC, to wtedy strona związkowa mówi, że jest on nieobiektywny, bo zlecony przez stronę pracodawców. No to niech zlecą sami.

Mają Państwo jeszcze jakieś możliwości w tej sprawie?

Czekamy do końca lutego, ponieważ rząd obiecał ustosunkować się do projektu Solidarności. Mam nadzieję, że nie będzie to ustosunkowanie się na zasadzie: zgadzamy się na to czy się nie zgadzamy. Tylko tak jak kiedyś zapowiadał minister Szwed, że będzie ocena skutków regulacji. Wtedy albo się potwierdzą nasze zastrzeżenia albo rząd przedstawi inne oceny. Nie sądzę jednak, żeby one różniły się w sposób istotny.

Dlaczego?

Wiemy, że wprowadzenie jakiegokolwiek zakazu pracy skutkuje ograniczeniem zatrudnienia w tym obszarze. Gdybyśmy wprowadzili zakaz pracy pracowników akademickich na uczelniach, to studenci zaoczni nie mogliby studiować i część kadry straciłaby pracę. Korporacje międzynarodowe oferując zatrudnienie też żądają spełnienia pewnych warunków.

Ustawa jest jednak znacznie szersza.

Tak, ustawa zakazuje nie tylko handlu, ale również świadczenia usług na rzecz handlu. Na skutek lobby portu gdańskiego związkowcy zgodzili się na wyłączenie go z tej ustawy. I słusznie, bo port musi pracować 7/7, ale nie zrezygnowano z ograniczeń w centrach logistycznych, a przecież większość towaru jest wysyłana ciężarówkami, a nie statkami. Ewidentnie ograniczenie możliwości świadczenia usług na rzecz handlu w niedzielę zmniejszyłaby atrakcyjność budowania w Polsce centrów logistycznych. Ich specyfika wymaga tego, żeby pracować non stop.

Niektórzy pracodawcy mówią wprost: Jak ograniczą handel, to my będziemy musieli zredukować liczbę pracowników.

Największe straty poniosą inwestorzy, którzy budowali centra handlowo-usługowe. Budowa takiego centrum to wydatek rzędu 300-600 milionów. One nie będą pracowały przez dodatkowe 43 dni w roku. Jest to solidne zamrożenie kapitału, ale również zamrożenie kapitału obrotowego. Związkowcy nie dostrzegają, że kapitał pracuje. Okres zwrotu tych inwestycji zmniejszy się, bo 43 dni w roku centra logistyczne i handlowo-usługowe będą zamknięte.

Obawy pojawiają się też w gastronomii.

W centrach handlowo-usługowych duża liczba klientów sklepów odwiedza również gastronomię. A są przecież firmy, które sprzątają, firmy ochroniarskie. Jeżeli w niedzielę zamkniemy galerie, to oczywiste, że zapotrzebowanie na pracowników będzie mniejsze.

Są branże, które nie odczułyby zmian?

Nie protestowały bardzo mocno duże sieci, mające w centrach handlowych duże sklepy spożywcze. W tym wypadku znaczna część sprzedaży przeniesie się na soboty i pozostałe dni tygodnia. W przypadku małych butików czy sklepów z wyposażeniem mieszkań tak nie będzie, a kupcy dostaną strasznie po kieszeni. Nawet 20% ich sprzedaży to niedziela. Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś, kto zatrudnia w sklepie meblowym, mógłby utrzymać stan personelu taki, jaki ma dotychczas.

Co na to związkowcy?

Odpowiedzieli, że nie ma problemu, ponieważ dzisiaj i tak handel szuka pracowników. To jest niezrozumienie problemu. To, że bezrobocie bardzo spadło, to fakt. Rzeczywiście jest ono dużo mniejsze niż było, ale w handlu pracuje wiele kobiet, a poza tym zatrudnienie w całym kraju to 16 mln ludzi na 32 mln dorosłych. Mamy niezwykle niski wskaźnik zatrudnienia. Spadek nawet kilkudziesięciu tysięcy zatrudnień w handlu ma znaczenie. Oni się cały czas powołują na bezrobocie, ale jednocześnie mnóstwo Polaków nie jest zarejestrowanych w urzędach pracy, a są bierni zawodowo. Te osoby trzeba wyciągnąć. Uważam, że rezygnacja z szacunkowego ubytku – 30 tysięcy osób nie powinna mieć miejsca.

Weekend to często jedyna szansa na zarobek dla studentów. Zakładając, że pracują w każdy weekend, odbiorą połowę dotychczasowego wynagrodzenia.

Ta grupa wyrażała niezadowolenie, ale to nie są tylko studenci. Są osoby, które ze względu na tryb życia i układy rodzinne chętnie pracują w weekendy. Mogą to być również osoby starsze, zajmujące się dziećmi czy wnukami. Mamy grupę ludzi, która mówi, że praca w weekendy im odpowiada.

Wiele osób przyciągają wyższe stawki.

Tak, dlatego jak rozmawiam z pracownikami, to słyszę, że pracownikom handlu nie tyle chodzi o to, żeby zakazać pracy w niedzielę, tylko żeby dostawali wyższe wynagrodzenie. To powinny być negocjacje związków zawodowych z pracodawcami. Zamiast domagać się zamknięcia handlu w niedzielę, powinni naciskać na pracodawców, żeby w niedzielę więcej im płacili.

Co z tymi, którzy nie chcą pracować w niedzielę, a muszą?

Trzeba ich wyselekcjonować. Są kobiety, które ze względu na to, że mają dzieci, nie chcą odbierać wolnego we wtorek, bo dzieci są w szkole. Tu znów nie mówimy o zakazie handlu, tylko o niezmuszaniu części pracowników do handlu. Mając świadomość, że Polska ma małe zasoby kapitału, nie marnujmy tego, co tu zainwestowano. Trzeba zwiększać zatrudnienie, nie poprzez zakaz handlu w niedzielę. Trzeba odpowiedzieć na autentyczne potrzeby. Ta część, która chce pracować, powinna pracować.

Przewodniczący Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego – Adam Abramowicz z PiS proponuje stopniowe wprowadzenie zakazu handlu np. najpierw w dwie niedziele w miesiącu. Kompromis?

My się do tego skłanialiśmy, ale jest to bardzo niekorzystne organizacyjnie. Jeżeli miałby być taki zakaz, to raczej nie powinna to być co druga niedziela tylko ustalone godziny. Dziś często handel pracuje na dwie zmiany, dlatego lepiej byłoby zlikwidować jedną zmianę. Mimo to każde ograniczenie będzie miało negatywne skutki, ale takie rozwiązanie jest lepsze. To trochę jak z odbieraniem śmieci. Przy nieregularnym odbieraniu człowiek musi układać pod to cały swój kalendarz, co jest uciążliwe. Ludzie powinni wiedzieć, czy centra handlowe są otwarte czy zamknięte, a nie być zmuszani do zmiany rytmu życia.

Jak proponowane zmiany odbiera społeczeństwo?

Większość mieszkańców wsi opowiada się za zakazem handlu w niedzielę. To wynika zarówno z powodów religijnych, jak i tego, że oni najrzadziej z tego korzystają. Partia, która podejmie taką decyzję, wzbudzi duże niezadowolenie w miastach. Osoby intensywnie pracujące również nie będą zadowolone. Jest wiele osób, które w niedzielę pracują. Te osoby uważają, że skoro oni pracują, to chcą mieć możliwość zrobienia zakupów. Tak samo ci, którzy intensywnie pracują w inne dni i nie mają czasu na zakupy w tygodniu. Jak widać elektorat wyraźnie się rozjechał.