Philip Morris stawia na palenie bez dymu

fot. Philip Morris

Kraków jest pierwszym polskim miastem, w którym tytoniowy gigant otworzył stacjonarny sklep oferujący urządzenia oparte na technologii podgrzewania tytoniu, będące alternatywą dla tradycyjnych papierosów. To, jak przekonują przedstawiciele firmy, kolejny krok na drodze do całkowitej eliminacji dymu tytoniowego.

Tradycyjny dymek puszcza wciąż około 9 mln. Polaków. Co roku z powodu chorób wywołanych paleniem tytoniu umiera 60 tys. osób, co w przeciągu kolejnych 20 lat może kosztować budżet państwa nawet 200 mld zł.

Rozwiązaniem problemów związanych z paleniem może być rozwój technologii podgrzewania tytoniu. Inaczej, niż w tradycyjnym papierosie, sprasowany tytoń nie podlega procesowi spalania, podczas którego wydziela się kilkadziesiąt substancji m.in. benzenu, cyjanowodoru i innych mogących prowadzić do śmiertelnych chorób.



Przyszłość palenia

Wkład tytoniowy jest podgrzewany do temperatury 350 stopni Celsjusza, uwalniając przy tym nikotynę. Według badań producenta dzięki takiej metodzie udało się zredukować ilość wydzielanych w aerozolu substancji smolistych o 90–95 procent. Podobne wnioski płyną też z niezależnych badań m.in. amerykańskiej FDA, brytyjskiej Food Standard Agency czy niemieckiego Federalnego Instytutu Oceny Ryzyka.

Według danych firmy, technologie podgrzewania to przyszłość całej branży tytoniowej. Na całym świecie ta metoda znalazła już niemal 6 mln użytkowników w 42 krajach, dziennie konwersji z tradycyjnego papierosa na „bezdymny” dokonuje 10 tys. palaczy. W samej tylko Japonii, której obywatele są jednym z najbardziej „rozpalonych” społeczeństw, udział urządzeń podgrzewających sięgnął już 20 proc.

Na rozwój technologii podgrzewania, badania kliniczne, w tym sześciomiesięczne na grupie 1000 palaczy, Philip Morris przeznaczył niebagatelną kwotę 4,5 mld dolarów, zatrudnił 430 pracowników naukowych i zarejestrował 3,4 tys. patentów.