W gastronomii brakuje rąk do pracy

fot. Krzysztof Kalinowski

Niełatwo jest teraz skompletować zespół obsługujący restaurację, zwłaszcza jeśli chodzi o stanowiska sezonowe w postaci kelnerów czy pomocy kuchennej. Najtrudniej jest jednak pozyskać osoby doświadczone, które jeśli nie zostały zwolnione wcześniej, pracują teraz w innej branży.

Za kilka dni minie siedem miesięcy odkąd zamknięto restauracje z możliwością wydawania posiłków tylko na wynos i w dowozie. 15 maja wrócą ogródki gastronomiczne na świeżym powietrzu, natomiast 29 maja będziemy mogli już zjeść danie wewnątrz lokalu.

28 kwietnia, kiedy to ogłoszono harmonogram odmrażania gospodarki na maj i w końcu doczekaliśmy się daty otwarcia gastronomii, niemalże wszyscy przedsiębiorcy z branży wznowili procesy rekrutacyjne i masowo poszukują pracowników do swoich lokali gastronomicznych.

– Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo zbudować nowy zespół, dlatego część z nas podjęła ten trud finansowy i nie zwalniało pracowników. To dało nam efekt taki, że teraz jest nam łatwiej wystartować – mówi Mariusz Fiba, przedstawiciel restauratorów z Rynku Głównego.

Na utrzymanie zespołu w trakcie pandemii mogła pozwolić sobie jednak tylko część przedsiębiorców, których było na to stać. Inni byli zmuszeni zwalniać pracowników, w tym nawet wysoko wykwalifikowany personel.

– Na rynku pracy jest teraz dość ciężko, ponieważ dużą część pracowników w gastronomii stanowili studenci, których teraz nie ma i przyjadą zapewne dopiero jesienią. Jest też problem z kucharzami, z uwagi na to, że wielu z nich się przebranżowiło. Brakuje ludzi, ale przede wszystkim tych z doświadczeniem (szefów kuchni, barmanów, sushi masterów itd.) – wyjaśnia Mariusz Fiba.

– Z kadrą menadżerską raczej nie powinno być problemu ze względu na to, że część osób była utrzymywana. Z prostymi pracami takimi jak zmywak też restauratorzy sobie poradzą. Problemem są kucharze, którzy poszli do innej pracy – opisuje swoje doświadczenia Tomasz Michna, właściciel agencji Let's Rock, współpracujący z kilkoma krakowskimi restauracjami.

Ludzie nie chcą wracać do gastronomii

Przede wszystkim z uwagi na nadal panującą niepewność dotyczącą tego sektora i dalsze obostrzenia – czy za kilka miesięcy znów nie zamkną restauracji? Czy turyści na pewno przyjadą? – oraz dlatego, że już zdążyli się zadomowić w innej branży i na nowym miejscu pracy.

– Liczba chętnych osób do pracy w gastronomii jest mniejsza, niż to bywało. Osoby, które pozostały na swoich stanowiskach i jest im dobrze, nie chcą zmieniać swojego otoczenia. Jest też grupa osób, która wróci chętnie do pracy, ale dopiero w momencie, gdy odczują pewność i ciągłość utrzymania zatrudnienia – mówi Emil Hołubiczko, przedsiębiorca związany z takimi lokalami jak Międzymiastowa, Bubble Toast czy Nadwiślańska Resto & Vodka Bar.

W okresie pandemii wiele osób wyrzuconych z gastronomii lub zmuszonych do odejścia przez obcięte wynagrodzenia poszukiwało innych zajęć. Kiedy się okazało, że w innych branżach też można godnie pracować i zarabiać, teraz nie chcą wracać. – Zwłaszcza że każdy ma z tyłu głowy kolejny lockdown, który znów może uderzyć w tę branżę. Ta niepewność powoduje, że ludzie nie garną się już tak do pracy w gastronomii – to już nie jest taki magnes jak kiedyś – dodaje restaurator z Rynku Głównego.

Problem z zatrudnieniem w gastronomii może potrwać jeszcze kilka miesięcy. Emil Hołubiczko jest jednak przekonany, że gdy sytuacja się ustabilizuje, pracownicy wrócą do restauracji. – Część osób, które zmieniło branżę, będzie chciało wrócić, ponieważ zwyczajnie kochają pracę w gastronomii – podsumowuje.