Zapłacimy więcej za prąd. Czeka nas ciemność na ulicach?

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Cena samego prądu może wzrosnąć w przyszłym roku o co najmniej 180 proc. Prócz wyższych rachunków możemy się spodziewać również utrwalenia zjawiska inflacji czy ciemności na ulicach w godzinach wieczornych – mówi w rozmowie z nami dr Jakub Kwaśny z Uniwersytetu Ekonomicznego.

Łukasz Jeżak, LoveKraków.pl: Od nowego roku ma nastąpić nieuchronna zmiana taryfowa energii elektrycznej, ale mówi się, że podwyżki mogą pojawić się już po wakacjach. Czy w jakiś sposób możemy się tego ustrzec?

Dr Jakub Kwaśny, UEK: Istotnie, ceny prądu mogą w przyszłym roku znacząco iść w górę. Szczególnie bolesne będzie to dla gospodarstw domowych. Cena samego prądu, który jak wiemy jest tylko jedną z kilku składowych rachunku za prąd, może wzrosnąć w 2023 roku o co najmniej 180 proc. Tak przynajmniej wynika z pisma prezesa Urzędu Regulacji Energetyki.

Już dziś wysokie rachunki i prognozy otrzymują też samorządy, instytucje publiczne, a także uniwersytety, którym subwencja nie wzrasta, co powoduje gigantyczne problemy finansowe. Szkopuł w tym, że producenci energii chcą wykorzystać obecną sytuację z wojną oraz zamieszaniem na rynku energii, aby zwiększyć swoje zyski, stosując nieuzasadnione marże.

Nie da się przed tym ustrzec. Trzeba liczyć się z tym, że w kolejnych latach, może nie tak drastycznie, ale jednak, ceny energii będą nadal rosły. Jedyne co możemy zrobić, to próbować sami racjonalizować zużycie energii, np. poprzez zmianę taryfy i przestawienie naszych przyzwyczajeń dotyczących wykorzystania sprzętów domowych w godzinach pozaszczytowych. W dłuższej perspektywie stosować bardziej energooszczędne – choć droższe – sprzęty domowe, budować energooszczędnie lub rozwijać przydomową produkcję energii. Do tego potrzebne są jednak odpowiednie zachęty w formie dotacji oraz systemowych uregulowań prawnych.

Czy wzrost cen za prąd wpłynie jakoś szczególnie na konsumentów mieszkających w Krakowie?

Wzrost cen za prąd dotknie tak naprawdę każdego. To nie tylko wyższe rachunki, jakie otrzymamy do skrzynki pocztowej lub na maila, to również wzrost cen dla producentów, który sprawi, że ci podniosą ceny swoich produktów. To w konsekwencji również wyższe ceny w punktach usługowych.

Problem dotyka także instytucji publicznych. Coraz częściej słyszymy, że samorządy są zmuszone do oszczędności i np. wyłączają oświetlenie uliczne w godzinach nocnych. Uniwersytetom brakuje środków na bieżące utrzymanie, bo rachunek za prąd wzrósł nieproporcjonalnie. Zatem prócz wyższych rachunków za prąd możemy się spodziewać również utrwalenia się zjawiska inflacji czy ciemności na ulicach w godzinach wieczornych.

W ostatnich dniach głośno jest o nowym prawie, które jakoby miałoby uniemożliwić działalność centrom handlowym, biurowcom czy też magazynom w przypadku wysokich upałów (chodzi o oszczędność prądu). Czy jest się czego obawiać?

Problem polega na tym, że te działania są reakcyjne. O tym, że będzie problem w naszej energetyce, wiemy od dawna. Poziom dekapitalizacji infrastruktury jest bardzo wysoki. Mówiąc wprost, od lat 70. XX wieku inwestycje w energetyce są dalece niewystarczające. Nie mówiąc już o nietrafionych inwestycjach czy „never ending story” z budową elektrowni jądrowej. Do tego należy dodać brak jasnego priorytetu dla energetyki z odnawialnych źródeł energii. Dopiero niedawno zmieniły się przepisy liberalizujące zasady budowy elektrowni wiatrowych w naszym kraju. Zamiast reagować, powinniśmy bardziej zdywersyfikować źródła pochodzenia energii. Ale to wymagałoby zmiany prawa w wielu aspektach, w tym prawa budowlanego.

Myślę jednak, że powodów do obaw nie mamy. Historia zna wiele przykładów kryzysów/szoków popytowo-podażowych. Za każdym razem efektem wzrostu cen surowców była intensyfikacja działań w obszarze innowacji i pojawianie się produktów bardziej energooszczędnych.

News will be here