Branża turystyczna upada. Spowiedź przedsiębiorcy

Karczma Skansen Smaków, którą prowadzi pani Anna fot. skansensmakow.pl

Nie jest tajemnicą, że branża turystyczna cierpi najbardziej w okresie epidemii koronawirusa. Poznajcie historię Anny Muniak, właścicielki biura turystycznego Antałek, której biznes obecnie nie przynosi żadnych przychodów, a opłaty i utrzymywanie pracowników kosztuje 200 tys. złotych miesięcznie. – Rozważam sprzedaż domu – mówi pani Anna.

Działalność pani Anny koncentruje się w sektorze turystyki oraz gastronomii. Biuro podróży Antałek to firma rodzinna, powstała 30 lat temu, która oprócz organizowaniem wycieczek zajmuje się również prowadzeniem karczmy Skansen Smaków oraz niewielkiego obiektu noclegowego przy krakowskim lotnisku.

Firma zatrudnia kilkadziesiąt osób. Teraz firma stoi – mówi Muniak. – To miał być wspaniały rok: liczne kontrakty, dużo zamówień – miało być tak pięknie… Cała ekipa pracowała, aby już w maju zobaczyć efekty swojej pracy.

– Ściska mnie w gardle, jak o nich myślę. Ci ludzie mają rodziny, kredyty i inne zobowiązania – muszą otrzymywać wynagrodzenia. Dzięki nim moja firma odnosiła dotychczas sukcesy, zawsze mogłam na nich liczyć, a oni teraz liczą na nas. Zrobimy dla nich wszystko, tylko jak? – kontynuuje pani Anna.

Firma zamknięta na cztery spusty

Właścicielka tłumaczy, że specyfiką branż, w których działa, jest sezonowość. Firma znacznie zwiększa obroty od kwietnia do października, żeby w pozostałym okresie roku wytrwać. – Mimo wyraźnej sezonowości naszej pracy, nie zwalniamy pracowników, a wszyscy zatrudnieni mają umowy o pracę. Każdego dziesiątego dnia miesiąca wypłacamy wynagrodzenia, w innym wypadku za co oni mieliby kupić żywność? – dodaje.

Banki nie chcą dokładać pieniędzy do sektorów, w których nie są generowane żadne przychody. – Rozważam sprzedaż domu, który niestety jest obciążony kredytem. Zrobiłam już jego zdjęcia i będzie to mój pierwszy ruch po wygaśnięciu epidemii. Dzisiejsze realia nie sprzyjają takim transakcjom, a wyjście z sytuacji musimy znaleźć szybko – wyjaśnia Muniak.

Przeszło kilka niskodochodowych miesięcy w branży dodatkowo pogarsza sytuację przedsiębiorców. – Każdego miesiąca na opłaty związane z leasingami, kredytami, wypłatami i składkami na ubezpieczenia społeczne będę musiała przeznaczyć ok. 200 tys. złotych. Przy zerowych dochodach wytrzymamy miesiąc lub dwa, korzystając z oszczędności i zaliczek, które bezwzględnie są do zwrotu – opisuje dalej pani Anna. – Później może uda się sprzedać dom, wynająć mieszkanie dla rodziny i powoli będziemy odbudowywać firmę.

Wyjście z sytuacji

Prowadząca biuro turystyki zakłada, że po miesiącu kwarantanny może ludzie zapragną wyjeżdżać, a ograniczenia zostaną zdjęte, co uratowałoby firmę.

Muniak mówi, że rząd powinien spojrzeć na realne potrzeby pracodawców. – Nie można oferować pożyczki w wysokości pięciu tysięcy złotych firmie, która zatrudnia kilkadziesiąt pracowników. Należy zwrócić uwagę na obroty wygenerowane w ostatnim kwartale roku poprzedniego – proponuje. – Ponadto zwolnienie z ZUS i chociażby częściowe wsparcie przy wynagrodzeniach pracowników, adekwatnie do utraconych dochodów – to może by nas uratowało.

– Rozmawiałam z właścicielami firm zatrudniających od kilku do kilkudziesięciu pracowników i wielu z nich nie ma już oszczędności, aby wypłacić pensje 10 kwietnia – podsumowuje pani Anna. – Jeżeli nie znajdziemy rozwiązania, firmy z długoletnimi tradycjami znikną z rynku, a pracownicy pozostaną bez środków do życia. Obawiam się natomiast, że pracownicy wyjdą w końcu na ulice, bo bardziej będą się obawiać braku środków niż koronawirusa.


News will be here