Miały przynosić zyski, przyczyniły się do wielu dramatów [Rozmowa]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Polisolokaty miały być świetnym sposobem ubezpieczenia na życie. Część składki przeznaczana była na inwestycje w różnego rodzaju instrumenty finansowe. Wbrew temu, co zapewniali doradcy, ich wartość zamiast pójść w górę, spadła poniżej zainwestowanych środków. Jakby tego było mało, starając się o przedterminowe wycofanie środków, ubezpieczyciele pobierali tzw. opłaty likwidacyjne często osiągające bajońskie sumy. O problemie, który dotknął wielu Polaków, rozmawiamy z radcą prawnym Tomaszem Baszczynem.

Łukasz Dankiewicz, LoveKraków.pl: Od czego zaczęły się problemy z polisolokatami?

Tomasz Baszczyn, radca prawny: Klienci byli kuszeni wysokimi zyskami, jakie miały przynosić takie inwestycje oraz możliwością ominięcia tzw. „podatku Belki”. W praktyce klienci na tych produktach stracili, zamiast zyskiwać. Doradcy finansowi oferujący polisolokaty otrzymywali z tego tytułu bardzo wysokie prowizje, sięgające nawet 100% rocznej składki wpłacanej przez klienta. Te produkty sprzedawane były często przez agentów członkom rodziny, znajomym, a sami agenci często nie byli do końca świadomi, co sprzedają.

Skąd brała się ich rzekoma niewiedza?

Uczestniczyli w szkoleniach, kursach sprzedażowych, a później informacje, które tam uzyskali, powielali często w rozmowach z klientami, nie znając do końca charakteru tych produktów. Agenci kreślili wykresy, które obrazowały, że klient zarobi przynajmniej 5-7% w skali roku. Wśród poszkodowanych są też osoby starsze, które trzymały oszczędności na bezpiecznych lokatach terminowych. Doradca finansowy namawiał ich do zamknięcia tych lokat i zainwestowania środków w polisy inwestycyjne, na których później tracili czasami nawet 80% - 90% ulokowanych w nich środków.

Pojawiają się informacje, że klienci nie zawsze byli świadomi, że za polisy nie są odpowiedzialne banki, tylko towarzystwa ubezpieczeniowe.

Tak, konstrukcja była bardzo zawiła.  Klienci banków, mający lokaty terminowe, często namawiani byli przez swoich opiekunów do likwidacji lokat i przetransferowania zgromadzonych tam środków na polisę inwestycyjną. Bank występował jako pośrednik ubezpieczeniowy, dystrybuujący produkt stworzony przez towarzystwa ubezpieczeniowe. Klient, przystępując do takiej umowy ubezpieczenia, nie mógł poza wysokością składki negocjować warunków umowy, wszystkie warunki były z góry narzucane przez ubezpieczyciela. Często klienci nie byli nawet świadomi tego, że ich środki znalazły się na rachunku towarzystwa ubezpieczeniowego, a nie banku, w którym podpisywana była umowa.

Pojawiły się już pierwsze orzeczenia sądowe wskazujące na to, że w sensie ekonomicznym bank występował jako pośrednik ubezpieczeniowy działający w interesie towarzystwa ubezpieczeniowego, za co otrzymywał od niego wysoką prowizję. Taka działalność banku, nawet jeśli formalnie nie narusza wymogów określonych w przepisach ustawy o pośrednictwie ubezpieczeniowym, stanowiła obejście tych przepisów, w związku z tym dotknięta jest nieważnością.

Ile Pan prowadzi takich spraw?

Sprawy związane z odzyskiwaniem środków zainwestowanych przez konsumentów w polisy inwestycyjne prowadzę od ponad trzech lat. Niemal wszystkie kończą się w sądzie, ponieważ towarzystwa ubezpieczeniowe nie są skłonne do ich polubownego rozwiązania. Na ten moment zakończonych prawomocnymi wyrokami nakazującymi zwrot na rzecz konsumentów zatrzymanych środków zostało ponad 40 takich spraw, kolejnych 120 oczekuje na rozstrzygnięcie.

Widząc straty można się wycofać?

Nie bez znacznych kosztów. W momencie, gdy klient się zorientuje, że  inwestycja nie przynosi oczekiwanych zysków i chce zrezygnować, dowiaduje się o opłacie likwidacyjnej, która zostanie pobrana z jego środków w przypadku przedterminowego rozwiązania umowy. W większości towarzystw ubezpieczeniowych przez pierwsze dwa lata trwania umowy opłaty likwidacyjne wynoszą 100% środków zgromadzonych na rachunku klienta, niezależnie od tego czy wpłacił on 200 zł czy 2000 złotych, traci wszystko. W kolejnych latach trwania umowy opłaty sięgają 80%, 60 %, 50% itd. Skala problemu jest olbrzymia, pokrzywdzonych klientów na terenie całego kraju jest mnóstwo.

Jak wysokich kwot sięgają te sprawy?

Kwoty roszczeń są różne, największa z prawomocnie zakończonych opiewała na 140 tysięcy złotych. Klient wpłacił 250.000, a po czterech latach wypłacono mu wyłącznie  110.000, zatrzymując pozostałe 140.000 tytułem opłaty likwidacyjnej.  Średnio jest to kilkanaście tysięcy złotych.

Jak Pana zdaniem sytuacja polisolokat będzie wyglądała w przyszłości?

Zgodnie ze znowelizowaną ustawą o działalności ubezpieczeniowej od stycznia 2016 roku klientom towarzystw ubezpieczeniowych jest znacznie łatwiej wycofać się z nietrafionych inwestycji, przed terminem wynikającym z umowy. Opłaty za likwidację polisy zamiast dotychczasowych nawet 100 % wpłaconych składek, będą wynosiły maksymalnie do 4 % wartości rachunku. Nowe regulacje nie dotyczą jednak polis inwestycyjnych zawartych przed dniem wejścia w życie ustawy.

Te zmiany mogą zachęcić do inwestowania w tego typu produkty. Z drugiej jednak strony, klienci towarzystw ubezpieczeniowych mogą czuć się oszukani i mocno zniechęceni. Klienci którzy zmuszeni zostali do odzyskiwania własnych środków na drodze sądowej, mogą w przyszłości unikać powierzania jakichkolwiek oszczędności podmiotom oferującym tego typu produkty.

Straty wizerunkowe czekają również banki?

Na pewno też spora część klientów banków, którzy zostali namówieni do nabycia polisy inwestycyjnej i którzy przekonywani byli przez doradców klienta do tego, że produkty są w pełni bezpieczne i pozbawione jakiegokolwiek ryzyka, podpisywała umowę. Klienci wychodzili z założenia, że powierzone bankowi jako instytucji zaufania publicznego pieniądze są w pełni bezpieczne. Coraz częściej zdarza się, że klienci  zamykają w banku, który sprzedał im kiedyś polisę inwestycyjną, rachunki oszczędnościowe, ponieważ stracili już całkowicie zaufanie do tej instytucji. Zostali świadomie wprowadzeni w błąd, a bank nie poczuwa się do odpowiedzialności, odsyłając klientów do towarzystwa ubezpieczeniowego.

Polisolokaty tylko dla osób świadomych?

Z uwagi na wysoki stopień skomplikowania tego typu umów, ubezpieczenia nie powinny być produktem masowym dla przeciętnego konsumenta. Przeciętny konsument nie ma możliwości podjęcia świadomej decyzji o zawarciu umowy ubezpieczenia z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym. Wynika to z faktu, że nawet w przypadku wykonania ustawowego obowiązku doręczenia treści ogólnych warunków ubezpieczenia, praktycznie niemożliwe jest należyte zrozumienie ani porównanie tak zawiłych umów przez osobę, która nie jest specjalistą z zakresu prawa ubezpieczeniowego czy wyższej ekonomii. Na niejasność warunków umowy i duży stopień ich skomplikowania, często zwracają również uwagę orzekające w sprawach polis inwestycyjnych sądy.

News will be here