Negocjują, by uniknąć dramatu pracowników i przedsiębiorstw

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Praca na czarno, krótsze i rzadsze delegacje, a nawet utrata miejsc pracy przez milion osób – to tylko niektóre konsekwencje planowanej reformy zasad delegowania pracowników. Dlatego też w Krakowie trwa V Europejski Kongres Mobilności Pracy, na którym omawiane są problemy, przed którymi mogą stanąć przedsiębiorstwa.

Najbogatsze państwa Unii Europejskiej lobbują za tym, by pracownicy delegowani byli objęci tymi samymi przepisami prawa co pracownicy tego kraju, w którym się znajdują. Wiązałoby się to nie tylko ze zrównaniem wynagrodzenia, ale też wieloma innymi niedogodnościami.

Polski profesjonalizm

Według Jadwigi Emilewicz, wiceminister rozwoju, swoboda usług jest jedną z czterech wartości, na których budowana była Unia Europejska. Jej zdaniem ta swoboda w przeciągu ostatniego roku została bardzo mocno nadszarpnięta, a proponowane rozwiązania osłabią konkurencyjność całej europejskiej gospodarki.

– Polska od początku była jednym z tych krajów, które w zdecydowany sposób przeciwstawiały się temu pakietowi. Nie tylko dlatego, że usługi to jeden z naszych podstawowych towarów eksportowych i jesteśmy tani. To nasz flagowy towar eksportowy nie ze względu na koszty pracy, ale dlatego że jesteśmy rzetelni, pracowici i profesjonalni – tłumaczyła.

Ucierpią wszyscy?

Strona polska sprzeciwia się też pojęciu dumpingu socjalnego i podejrzewaniu Litwy, Węgier czy Estonii o obniżanie wynagrodzeń. Najbardziej zagrożona jest zaś branża transportowa, czyli 36% usług świadczonych przez polskich przedsiębiorców. Zdaniem wiceminister transport nie może podlegać analogicznym regulacjom jak inne usługi, ponieważ czym innym jest budowanie domu, a czym innym przewożenie towaru.

– Transport jest krwioobiegiem każdej zdrowo rozwiniętej gospodarki. Polscy kierowcy wożą holenderskie tulipany, włoskie wino czy francuskie sery. Jest to element, na który powinniśmy patrzeć w szerszym kontekście, niż planuje to Komisja Europejska – zwracała uwagę.

Po przepracowaniu przez pracownika wyznaczonej w danym kraju liczby godzin pracodawca musiałby zapewnić kierowcy nocleg, co oprócz dodatkowych kosztów wiązałoby się także z wydłużeniem czasu dostawy towarów.

„Niepisane uzgodnienia”

Według Stefana Schwarza, prezesa Inicjatywy Mobilności Pracy, największym zagrożeniem nie jest zrównywanie wynagrodzeń, a brak przepływu informacji dotyczących przepisów w danym kraju. – Niektóre są częścią francuskiego prawa, a niektóre to niepisane uzgodnienia ze związkami zawodowymi, które nigdzie nie są publikowane. Taki przedsiębiorca nie ma najmniejszych szans, żeby tę wiedzę pozyskać. Jeśli popełni błąd, to czekają go kary do 50 tysięcy euro – wyjaśniał.

Obecnie przegłosowana została już propozycja Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej. Obydwie z nich mają zarówno dobre, jak i bardzo niebezpieczne zapisy dla Polski. Teraz opracowywany będzie wspólny dokument. – Można powiedzieć, że piłka jest w grze. W połączeniu dwóch propozycji może powstać rozsądny dokument. Może być też tak, że z obydwu pozostaną same negatywne zapisy – podsumował.

Polska może liczyć na poparcie państw Grupy Wyszehradzkiej oraz krajów bałtyckich. Co ciekawe, wielu przedstawicieli świata nauki, w tym z krajów „Starej Unii” formułuje stanowiska zbliżone do Polski.