Ubezpieczenie niskiego wkładu własnego nielegalne?

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Kredytobiorcy, których nie było stać na wniesienie wkładu własnego przynajmniej na poziomie 20%, mieli przed sobą dodatkowy wydatek – ubezpieczenie niskiego wkładu własnego. Chodzi o około 3,5% wartości niewniesionego wkładu. Sporym problemem był fakt, że w przypadku braku spłaty wymaganej części kredytu, ubezpieczenie było pobierane ponownie. Ze względu na niejasność przepisów, sądy miały pełne ręce roboty, a kancelarie adwokackie odwiedziło wielu klientów chcących odzyskać swoje pieniądze.

Wyroki sądów nie dziwią. Podstawowy argument używany przeciwko obowiązkowi składki za niski wkład własny dotyczy tego, że kredytobiorca nie jest stroną ubezpieczenia. Nie zapewni mu ono żadnej ochrony ani korzyści, chociaż kredytobiorca ponosi koszty.

– Ubezpieczone jest więc jedynie ryzyko banku w zakresie niespłacenia przez kredytobiorcę kwoty różnicy między wartością nieruchomości w chwili udzielania kredytu a wymaganym wkładem własnym. Bank przerzuca więc koszty zmniejszenia ryzyka swojej działalności gospodarczej na konsumenta, co zdaniem wielu sądów stanowi naruszenie dobrych obyczajów i jest rażącym naruszeniem interesów kredytobiorcy – wyjaśnia Rafał Latos z kancelarii Effect.

Walka o tysiące złotych

Jak informuje adwokat Paweł Czarniak z Kancelarii Adwokackiej Paweł Czarniak, w kilkudziesięciu orzeczeniach sądy zajęły zgodne stanowisko: ubezpieczenie niskiego wkładu własnego jest niedozwolone, ponieważ jest to sprzeczne z powszechnie obowiązującymi przepisami prawa. Tłumaczy też mechanizm działania banków, które oferują propozycję „nie do odrzucenia” i zazwyczaj pobierają opłaty od 3 do 8 tysięcy złotych co 3-4 lata.

– Za te pieniądze bank w swoim imieniu i dla siebie zawierał umowę ubezpieczenia z wybranym przez siebie towarzystwem ubezpieczeniowym. W momencie, gdyby umowa o kredyt została rozwiązana przed czasem, a konsument nie spłacił jeszcze wkładu własnego, wówczas ubezpieczyciel wypłacał bankowi kwotę równą brakującej części wkładu własnego, a później pozywał konsumenta o jej zwrot.  Tym samym klienci banku płacili za jego ochronę, nie mając z tej umowy żadnej korzyści – wyjaśnia Paweł Czarniak.

Zwrot – tak, odszkodowanie – nie

Prawo prawem, a życie życiem. Pomimo licznych wyroków banki niechętnie reagują na wnioski konsumentów w sprawie polubownego zwrotu zapłaconych składek.  Wtedy warto sprawę skierować do sądu, ponieważ roszczenie przedawnia się dopiero po 10 latach od dnia uiszczenia każdej składki.

– Kredytobiorca może żądać zwrotu faktycznie zapłaconych składek na ubezpieczenie niskiego wkładu własnego ze względu na to, że świadczenie nie miało podstawy prawnej. Od dnia złożenia pozwu można również żądać zapłaty odsetek ustawowych od dochodzonej kwoty – radzi Rafał Latos.

Niestety, w tego typu sprawach nie można liczyć na odszkodowanie. Podstawą złożenia pozwu jest bezprawne wzbogacanie się banku, gdy sąd uzna, że obowiązek zapłaty składki na ubezpieczenie nie jest ważny. Wówczas wszystkie składki pobrane przez bank muszą do nas wrócić.

–  Tym samym kwota, o jaką możemy pozwać bank, jest równa kwocie, jaką ten bank pobrał od konsumenta wcześniej właśnie na to ubezpieczenie. Zatem faktycznie kwoty te wahają się od 6 do 20 tysięcy złotych, ale wszystko zależy od tego, jaką składkę narzucił nam bank. Co ciekawe, w Warszawie zapadł ostatnio wyrok, gdzie konsumentka rok temu pozwała bank o zwrot dwóch składek. Wygrała, a bank pobrał jej trzecią składkę. Sprawa znowu znalazła się w sądzie i konsumentka ponownie wygrała – mówi Paweł Czarniak.

News will be here