Miażdżąca fala krytyki przelewa się przez internet w sprawie corocznego Jarmarku Bożonarodzeniowego. Jednocześnie kolejki do stoisk, głównie z grzanym winem, nie maleją.
Organizowane na Rynku Głównym oraz Małym Rynku różnego rodzaju targi i festiwale, które mają w swoim zamyśle promować krakowską tradycję, rzemiosło i wspierać lokalnych przedsiębiorców, zdaniem wielu krakowian – co widać głównie w komentarzach w mediach społecznościowych – nie spełniają oczekiwań.
Komentujący twierdzą, że ceny produktów są za wysokie względem ich jakości, a targi są organizowane jedynie z myślą o turystach i to zagranicznych. Nie brakuje opinii, że pod względem estetycznym krakowskie targi, a konkretnie Jarmark Bożonarodzeniowy również nie wybija się poza przeciętność. Tu oczywiście mamy do czynienia z gustami i pewnie znajdzie się wiele innych głosów, mówiących, że wszystko jest w porządku, a całość wygląda magicznie.
Cena gra rolę (główną)
Dyskusje w mediach są obecnie zdominowane przez opinie o wysokich cenach jedzenia. – W Krakowie na Rynku ruszył Jarmark Bożonarodzeniowy. Przykładowe ceny: zapiekanka bez dodatków – 35 zł, szaszłyk – 40 zł, żurek – 30 zł, kiełbasa z ketchupem i musztardą – 34 zł. Dlaczego jest tak drogo i kto to w ogóle kupuje? W dużym skrócie dlatego, że jarmark od ponad 20 lat organizują te same osoby, które mają na niego nieformalny monopol. Zarabiają na tym krocie, a miasto dostaje ułamek tego, co mogłoby dostać. Najbardziej stratni są oczywiście klienci, którzy otrzymują kosmiczne ceny – napisał 1 grudnia radny Łukasz Gibała.
Wspominane „krocie” wyliczył w kwietniu tego roku Michał Czerski z firmy Imago Centrum Sztuki Ludowej, która również zajmuje się organizacją podobnych targów. W rozmowie z portalem krowoderska.pl stwierdził, że organizator, czyli Krakowska Kongregacja Kupiecka, poprzez firmę Artim, może na tym zarabiać około 3-3,5 mln złotych. Do miasta trafia, w ramach opłaty za wynajem powierzchni na Rynku Głównym, około 500 tys. złotych.
Ceny to (zresztą, co warte podkreślenia, nie odbiegają one znacząco od cen na innych polskich jarmarkach) jedno, bo nikt nikogo do kupna dostępnych produktów nie zmusza, a estetyka to druga rzecz. Nie wszystkim podobają się stoiska czy też zapach pieczonych i smażonych potraw wymieszany z grzanym winem.
Aby jednak być sprawiedliwym, trzeba wspomnieć, że Kraków pojawia się wśród różnego rodzaju zestawień (tworzonych głównie przez portale podróżnicze) na najpiękniejsze tego typu targi w Polsce, ale też w Europie. Jednocześnie sam Kraków i Rynek Główny bez kontekstu świątecznego jest dużo częściej wyróżniany przez turystów czy redakcje branżowych portali.
Czy miasto tego nie widzi?
Zwróciliśmy się do miasta z prośbą o odniesienie się do słów krytyki, jeszcze przed tym, jak jarmark wystartował.
Urzędnicy tłumaczą, że tego typu targi są „przedmiotem szczególnego zainteresowania powołanego przez prezydenta Miasta Krakowa w 2019 roku interdyscyplinarnego zespołu Zintegrowane Centrum Zarządzania Dziedzictwem Krakowa (ZCZDK)”. Zespół miał wraz z organizatorami wypracować „szereg rekomendacji, dotyczących estetyki oraz zasad organizowania przestrzeni ekspozycyjnej i handlowej, będących kompromisem pomiędzy oczekiwaniami ze strony władz miasta i jego mieszkańców oraz organizatorów przedsięwzięć”.
Zostały określone reguły oraz wytyczne co do „kolorystyki i formy stoisk wystawienniczych, ich oznakowania w postaci spójnej i jednolitej identyfikacji wizualnej, racjonalizacji liczby stoisk oraz ich optymalnego rozmieszczenia pod kątem bezpieczeństwa czy zachowania istniejących osi widokowych na zabytkową przestrzeń miasta, dekoracji, formy konstrukcji scenicznych czy stref gastronomicznych”.
– Wśród wspomnianych powyżej rekomendacji szczególne znaczenie mają wytyczne odnoszące się do popularyzacji szeroko pojętego dziedzictwa niematerialnego naszego regionu poprzez wysokiej jakości program artystyczny organizowanych wydarzeń, jak również oferowany na targach asortyment – przekazuje stanowisko magistratu Anna Latocha z biura prasowego UMK.
Urzędniczka podaje, że w ofercie targowej powinny „zdecydowanie przeważać stoiska z autentycznym, regionalnym rękodziełem, lokalnym rzemiosłem artystycznym i pamiątkami”.
– Natomiast oferowane produkty spożywcze powinny ściśle nawiązywać do lokalnych tradycji kulinarnych naszego regionu. Na targach nie może przeważać asortyment gastronomiczny (z wyjątkiem imprez mających charakter stricte kulinarny). W zawieranych umowach znajdują się zapisy, które zobowiązują organizatora do wystawienia oferty związanej z charakterem imprezy, na przykład w przypadku Targów Bożonarodzeniowych asortyment ma być ściśle związany z tematyką Świąt Bożego Narodzenia – mówi Latocha.
W stanowisku urzędu podkreślono, że Zintegrowane Centrum Zarządzania Dziedzictwem Krakowa nie partycypuje w procesie ustalania kosztów ponoszonych przez wystawców za wynajem powierzchni handlowej w trakcie jarmarków, ani tym bardziej w procesie ustalania cen poszczególnych produktów.
– Warto jeszcze podkreślić, że krakowskie Targi Bożonarodzeniowe wielokrotnie były i są uznawane za jedne z najlepszych na świecie według rankingu przez CNN – dodaje Anna Latocha.
Targi powinny łączyć, a nie dzielić
– Przede wszystkim krytyka przychodzi z różnych stron i wszyscy, jako mieszkanki i mieszańcy Krakowa, mamy poczucie, że to miejsce powinno być nie tylko atrakcją turystyczną, ale też wartością dla wszystkich w mieście – uważa radna miasta Krakowa Aleksandra Owca.
Polityczka jest przekonana, że można to osiągnąć. – Natomiast pierwszym krokiem będzie zadbanie o to, by przyjemności, które najbardziej przyciągają ludzi – mam na myśli strefę gastronomiczną – zostały, ale jednocześnie produkty tam oferowane były w przystępnych cenach, nie tylko dla najbogatszych turystów – stwierdza radna.
Według Aleksandry Owcy miasto musi się bliżej przyjrzeć temu, jakie artykuły są tam sprzedawane, jaka działalność jest prowadzona i dla kogo. – Te targi powinny łączyć Kraków, a nie być corocznym spornym zagadnieniem – podkreśla. – Obecnie wielu radnych zwraca się do prezydenta w tej sprawie i trwają rozmowy, co i jak zrobić, aby tę sytuację polepszyć – informuje radna.
Spójrzmy na inne miasta
Izabela Chyłek, radna ze Starego Miasta i menadżerka kultury, zwraca uwagę na kwestię ewolucji, jaką targi przeszły przez ostatnie kilka lat, ale też wskazuje na to, że samo wydarzenie – w jej odczuciu – zostało zdominowane przez stoiska z gastronomią. Daleka jest jednak od skrajnej krytyki. W zamian proponuje spojrzenie na inne miasta i wyciągnięcie z nich tego, co najlepsze.
– Myślę, że warto przejechać się do Gdańska [tegoroczny zdobywca nagrody „Best Christmas Markets in Europe 2025” – w dużej mierze dzięki głosom społeczności skupionej wokół profilu Make Life Harder – przyp. red.] i zobaczyć jak to robią. A bliżej, przykładem może być organizacja targów w Starym Podgórzu. Tam jest więcej rękodzieła, lokalności, mniejszych firm. Strefa gastro tak nie dominuje jak na Rynku Głównym – mówi Izabela Chyłek.
Radna uważa również, że świat idzie do przodu i należy się do niego w jakiś sposób dostosować. – Z jednej strony zrobił się monopol na organizację tego typu targów i jarmarków – ci sami ludzi robią te same rzeczy. Ja to rozumiem też, bo to ich biznes i rozwijają go najlepiej jak potrafią. Jak już jednak mówiłam, są inne miasta, z których warto brać przykład i zastanowić się, w którą stronę iść – stwierdza. Jeśli chodzi o ceny, Izabela Chyłek uważa, że w kontekście otoczenia i cen, jakie są w lokalach, nie można mówić o szokujących kwotach.
– Może warto przebadać jakościowo i ilościowo klientów tych targów i zapytać co im się podoba a co nie, co dodać a z czego zrezygnować. Posłuchajmy ich głosów i wyciągnijmy wnioski – dodaje radna.
Wolny Główny Rynek
Leszek Lejkowski, zastępca prezesa Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej nie zgadza się z zarzutami. – Cen nie kształtuje organizator, tylko przedsiębiorca, który jest na płycie rynku. Mamy wolny rynek i trudno, abyśmy regulowali ceny. To nie te czasy – odpowiada.
– Rynek Główny ma być tanim miejscem? Tak nie będzie. Na całym świecie centra miasta mają najwyższe stawki za wynajem powierzchni, tak samo jest w Krakowie – dodaje.
Odpiera również zarzuty dotyczące monopolu. – Na 12 czy 13 imprez organizowanych na Małym i Głównym Rynku, krakowska kongregacja odpowiada za trzy: Festiwal Pierogów, Jarmark Bożonarodzeniowy i Wielkanocny. Co więcej, niedawno uczestniczyliśmy w spotkaniu między organizatorami wszystkich imprez w mieście z wiceprezydentem Łukaszem Sękiem i nikt takich zarzutów nie zgłosił – stwierdza Lejkowski.
Krakowski przedsiębiorca nie zgadza się również z tezą, iż jarmark jest organizowany wyłącznie dla turystów. – Nie jest możliwe, żeby tłumy jakie tam są, składały się wyłącznie z turystów – stwierdza.
Jeśli chodzi o estetykę, tłumaczy, że wszystko jest wykonywane według ściśle określonych wytycznych – chodzi o m.in. oświetlenie i dekoracje, kioski, ale też brak różnego rodzaju atrakcji, jak choćby karuzeli.
Leszek Lejkowski odniósł się również do wyliczeń dotyczących przychodu z organizacji targów. – Przychód jest łatwo obliczyć, ale ostatecznie chodzi o dochód. Magazynowanie, regenerowanie, budowanie kiosków itd. – kosztuje. Podobnie jak dekoracje, które są ściśle wskazane przez zintegrowane centrum – stwierdza.
Zdaniem przedstawiciela Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej negatywa narracja, jaki toczy się wokół jarmarku została nakręcona przez konkurencję, która chciałaby przejąć organizację targów, jednak boi się do tego oficjalnie przyznać.