Bliski Wschód i wojnę zamienił na miód i rośliny. Tak powstała Plantacja pod Wawelem [ROZMOWA]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Raz zostałem porwany. Okazało się, że to był test, ale bałem się jak cholera. Teraz zmieniłem stosunek do siebie i tego, czym chcę się otaczać, czyli ciszą i spokojem – mówi Robert Kulig, były dziennikarz, który stworzył wyjątkowe miejsce pod samym Wawelem.

Dawid Kuciński, LoveKraków.pl: Gdzie my jesteśmy i dlaczego w zabytkowej części miasta, przy ul. św. Gertrudy, postanowiłeś otworzyć sklep z lokalnymi miodami i nalewkami?

Robert Kulig, właściciel Plantacji: Brakowało mi w Krakowie miejsca, gdzie będą naturalne produkty spożywcze pochodzące z Małopolski. Udało się zebrać kilku pszczelarzy i rzemieślników spożywczych, którzy wraz ze mną uznali, że chcą wystawiać swoje produkty w ładnym i, z punktu widzenia lokalizacji, dobrym miejscu, aby krakowianie i turyści mogli poznawać prawdziwe smaki Małopolski.

Na razie na półkach jest ograniczony asortyment, są już lokalne alkohole (nalewki, wina, miód pitny). I miód z lokalnych pasiek. Współpracuję z 15 pszczelarzami, dzięki czemu możemy wybierać najlepsze, wyselekcjonowane miody.

Idea jest tak, aby można było znaleźć tutaj produkty pochodzenia roślinnego – przetwory z warzyw, dżemy, oleje i tak dalej. Skupiamy się na polskich smakach.

Wróćmy do miodu. Czym te na półkach różnią się od tych dostępnych w marketach?

Ten w  supermarketach jest to głównie syrop cukrowy o nikłej liczbie diastazowej [wskaźnik enzymatyczności miodu, liczba ta mówi nam o właściwościach prozdrowotnych miodu – przyp. red.]. Sklepowe miody są często przegrzane i tracą swoje właściwości odżywcze. Łatwo to sprawdzić, bo o tej porze roku wszystkie miody, oprócz tych ze spadzi i akacji, powinny być skrystalizowane.

Skąd Twoja wiedza o miodzie, jesteś pszczelarzem? Można tak Cię nazwać?

Pierwszy kontakt z pszczołami i ulami miałem przed klasą maturalną, gdy z kolegą pojechaliśmy na działkę do jego dziadka, który hodował pszczoły. Wtedy zakochałem się w nich. Pamiętam, że zamiast siedzieć z kolegami, wolałem przyjeżdżać i obserwować ule. Później już, jak wracałem do rodzinnego domu, zawsze odwiedzałem dziadka kolegi i on mnie uczył fachu. Następnie kwestię edukacji z pszczelarstwa przejęła moja sąsiadka i tak już zostało. Z roku na rok pasja do pszczelarstwa we mnie się rozwijała.

Kiedy postanowiłeś połączyć ją z biznesem?

Wszystko zaczęło się w czasie pandemii, to właśnie wtedy zacząłem nawiązywać współpracę z innymi pszczelarzami. Zawsze chciałem mieć dużą pasiekę, ale nie miałem na to możliwości. W 2023 roku zawiązałem współpracę z 15 pszczelarzami. Jestem jakby przedstawicielem handlowym naszej grupy.

Stworzyliście taką kooperatywę spożywczą.

Bardzo ciężko jest pogodzić siedzenie przy pszczołach – wspólnie mamy 450 uli – ze zorganizowaną sprzedażą, rozmowami z klientami czy turystami. Dzięki temu, że mogę zostać w Krakowie, oni mogą spokojnie pracować przy ulach. Dbam o zbyt i o to, żeby nie było oszukiwania, bo dla przykładu w skupach miodu wypłacana cena za litr jest 1/6 tego, co na półkach sklepowych. Warto podkreślić, że oni prowadzą sprzedaż u siebie w miejscowościach, ale osobno nie byłoby nas stać na lokal pod samym Wawelem.

W Plantacji będzie jednak więcej produktów, choć początkowe założenia były nieco inne.

Z samego miodu nie da się żyć, bo to produkt sezonowy. Poza tym, nie oszukujmy się, mieszkamy w Polsce, tu ludzie lubią alkohol. Z naszego doświadczenia zdobytego na różnych targach wynika, że stosunek sprzedaży produktów alkoholowych do reszty wynosi 9 do 10. Takie są realia.

Do Plantacji zapraszamy każdego rzemieślnika spożywczego z małopolskimi produktami. Założenie jest takie, by były to produkty roślinne. Jeśli się uda, zrobimy całą sieć. Obecnie najbliższym celem jest włączenie sprzedaży do hoteli. Zresztą, to już się dzieje i z tego, co wiemy, jest bardzo dobry odbiór naszych produktów.

Dla niektórych dawno, dla innych całkiem niedawno, byłeś dziennikarzem, korespondentem z krajów arabskich.

Pisałem dla Wirtualnej Polski, Dużego Formatu i Onetu, ale trzeba było się w końcu ustabilizować. Sytuacja rodzinna wymusiła zmianę, stąd powrót do pasji, która stała się sposobem na życie.

Studiowałeś w Damaszku i na Uniwersytecie Jordańskim.

Mieszkałem też pół roku podczas drugiej wojny libańskiej (2007 rok) w największym obozie dla uchodźców. Byłem tam wolontariuszem. Przez przypadek spotkałem na miejscu kolegę z Polski, który wprowadził nas w struktury Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców ONZ. Wiesz co jest ciekawe? Że przyjaźnie z tego okresu przetrwały ten czas. Znam osoby, które wówczas były uchodźcami, a teraz pracują jako lekarze i utrzymujemy nadal kontakt.

Co ciekawe, dostałem propozycję w październiku od jednego z największych portali w Polsce, żeby dostać się do Gazy.

Nie kusiło?

Dostałem absolutny zakaz od swoich bliskich. Zresztą, powstawała Plantacja, nie chciałem tego zostawiać. Nawet kosztem takiego zastrzyku adrenaliny.

Miałeś w swojej karierze takie graniczne doświadczenia, grożono Ci śmiercią?

Raz mnie porwali, ale okazało się, że to było w ramach testu. Bałem się jak cholera. Byliśmy wtedy na Wzgórzu Golan. Inna sytuacja: znalazłem się między dwoma frontami. To było najgorsze, co przeżyłem. Wiedziałem, że jestem między wrogimi armiami, ale nie sądziłem, że żołnierze są tak blisko. Na moich oczach wynosili zastrzelonego chłopaka.

A teraz siedzimy wokół zieleni. Zmieniłeś to, co robiłeś przez większość dorosłego życia.

Zdecydowanie. Zmieniłem siebie, stosunek do tego, czym chciałbym się otaczać, czyli ciszą i spokojem. To miejsce ma być również galerią roślin kolekcjonerskich, docelowo ma ich być tu tysiąc. Chcę, by każdy mógł tutaj przyjść, pooglądać je, kupić, wypić darmową kawę.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Stare Miasto