Nowe Miasto w Krakowie to obszar o ogromnym potencjale inwestycyjnym. Część przedsiębiorców i deweloperzy spierają się o kierunek jego rozwoju – jedni chcą utrzymania funkcji przemysłowych, drudzy proponują budowę kilku tysięcy mieszkań.
Biznes nie polega na działaniu doraźnym, tylko na planowaniu z wyprzedzeniem – z takiego punktu widzenia wyszli przedsiębiorcy, którzy skupowali tereny na przyszłym obszarze Nowego Miasta. Teraz jednak pojawił się spór dotyczący przyszłości tego terenu. Jedna strona chce, aby dominowała tam działalność gospodarcza i przemysłowa, druga widziałaby w tym miejscu zabudowę mieszkaniową dla kilku tysięcy osób.
Doprowadziło to do nieuchwalenia planu miejscowego w 2023 roku. Niedawno jednak magistrat zapowiedział stworzenie masterplanu dla tego obszaru. – Chcesz mieć porządek, musisz mieć plan. Miasto powinno wyznaczać reguły gry – wskazywać, gdzie można budować, gdzie musi pozostać zieleń, jak prowadzić drogi i w jaki sposób łączyć nowe funkcje z otoczeniem. Logika planowania musi zaczynać się od pytania: co chcemy osiągnąć w danym miejscu? Dopiero potem przychodzi czas na plan miejscowy – podkreśla zastępca prezydenta Krakowa Stanisław Mazur.
Sam pomysł kolejnego tworzenia analiz i w konsekwencji dokumentu skrytykował w Kronice Krakowskiej radny Grzegorz Stawowy (KO). – Robienie masterplanu, w miejscu gdzie się zleca inne analizy prywatnym podmiotom i gdzie ma być plan ogólny, to absurdalna decyzja. Nie wiem, kto na to wpadł, ale to absurd – stwierdził.
Swoją wizję przedstawili już tamtejsi przedsiębiorcy, nie zgadzając się na propozycje związane z rozwojem osiedli mieszkaniowych. Boją się ograniczenia rozwoju swoich firm, a być może także całkowitego zamknięcia działalności.
Szansa na mieszkania
Druga strona to między innymi deweloperzy, którzy posiadają tam działki i chcieliby postawić bloki. – Tereny te skupowaliśmy od dłuższego czasu, mając na uwadze zapowiedzi i działania poprzednich władz miasta, w tym przygotowania do planu Nowe Miasto. Kiedy przystępowano do sporządzania tego planu, to radni jednak zdecydowanie byli za zmianami przeznaczenia tego terenu. W domyśle było zawarte, że ten teren będzie podlegał przekształceniom – mówi Łukasz Ziob, krakowski biznesmen i deweloper.
Ziob wskazuje, że tereny, o których mowa, to w sumie 12 hektarów. – I w tym wypadku wszystkie zainteresowane strony są przekonane, że jedyny sposób zagospodarowania tych działek to zabudowa mieszkaniowa. My również jesteśmy przekonani, że panują tam bardzo dobre warunki dla zabudowy mieszkaniowej – stwierdza.
Mowa o około 3–4 tysiącach mieszkań. Osiedla powstawałyby etapami, na przestrzeni około 8–10 lat. W projekcie miałyby też zostać zarezerwowane tereny pod usługi, w tym te publiczne.
Łukasz Ziob argumentuje, że bloki mieszkalne już tam są – co więcej – stoją bliżej zakładów produkcyjnych niż działki, o których mowa. – Ten teren ma pewne problemy z komunikacją i pewne wąskie gardła, które jednak stosunkowo szybko zostaną rozwiązane i te inwestycje już są realizowane, jak np. przedłużenie ulicy Domagały. W planach jest budowa tramwaju, być może nawet druga nitka metra będzie się tam zaczynać – mówi.
Zdaniem dewelopera szkoda marnować potencjału planowanych inwestycji infrastrukturalnych, które i tak tam powstaną, i nie zrealizować osiedli mieszkaniowych wraz z – jak przekonuje – terenami rekreacyjnymi przy rzece, lokalami usługowymi i całą potrzebną infrastrukturą, by osiedla te mogły w sposób niezależny funkcjonować.
– Dodatkowo, jeśli chodzi o teren nasz i naszych sąsiadów, to on nigdy nie był kontrowersyjny i protesty nigdy nie dotyczyły tych obszarów – dodaje Łukasz Ziob.
Skąd więc silny opór wobec dążeń do przekształcenia tych działek? – Mamy wrażenie, że ktoś próbuje sobie zawłaszczyć prawo do decydowania, co tam będzie. My tego nie możemy zaakceptować i uważamy, że wszyscy właściciele mają równe prawo do wyrażania swojego zdania na temat potencjalnej i możliwej zabudowy – odpowiada Ziob.
Prezes sugeruje, że być może część z nich obawia się większej kontroli społecznej w związku z rozwijającymi się osiedlami. – Na terenie tym funkcjonuje jedna firma, która bardzo się obawia tego, co na jej działkach może zostać zaprojektowane. W poprzednim projekcie planu była to droga i tereny mieszkaniowo-usługowe. Dla takiej firmy oznacza to zakończenie działalności – mówi.
Łukasz Ziob podkreśla, że rozumie takie obawy, ale zupełnie nie akceptuje faktu, że tereny położone kilkaset metrów od takiego zakładu nie mogą zostać przekształcone. – Mieszkańcy i miasto bez wątpienia preferują tereny mieszkaniowe i rekreacyjne zamiast zabudowy przemysłowej związanej z uciążliwymi usługami – przekonuje.
Według biznesmena należy znaleźć sposób, by pogodzić wszystkie strony i interesy. – Taka powinna być rola władz miast Krakowa i liczę na to, że tak właśnie będzie. Pokazaliśmy swój projekt przygotowany na bazie już istniejących koncepcji, jak można byłoby podzielić te tereny i przyznać im odpowiednie funkcje zgodnie z wolą właścicieli tych gruntów i zgodnie z potrzebami miasta – stwierdza.
Rozmowy trwają. W ofercie mieszkania komunalne?
Deweloper mówi, że trwają rozmowy z miastem. Wspomina o nowych narzędziach, jak punktowe zmiany planów, które pozwalają na zawarcie korzystnej umowy między urzędem a firmą budowlaną.
– Oferujemy naprawdę dużo. Wydaje nam się, że tak dużo, że nie można tego zlekceważyć. Jeśli weźmie się cały ten teren pod uwagę, to mówimy o korzyściach dla miasta szacowanych na miliony złotych, dziesiątkach lokali mieszkalnych, przedszkolach a nawet szkołach – przekonuje Łukasz Ziob.
Pozostaje jedno, ale dość uciążliwe „ale”. Kwestie nieprzyjemnych zapachów z oczyszczalni ścieków i innych zakładów produkcyjnych czy przetwórczych, które w tym rejonie miasta uniemożliwiają normalne życie.
Deweloper przypomina, że kwestia oczyszczalni powinna zostać rozwiązana już w 2027 roku. – Prezydent Aleksander Miszalski ogłosił, że pozyskał dofinansowanie na to, by uszczelnić zbiorniki i ten odór wyeliminować – mówi.
– Problemem zapachowym są też inne firmy, które tam funkcjonują. I te oczywiście bronią się rękami i nogami, żeby nic nie musiały z tym robić. Pytanie, czy to jest dobre dla miasta oraz mieszkańców i czy miastu o to chodzi. Rozwiązanie tego problemu leży w rękach naszych urzędników, którzy powinni kontrolować działalność firm, które tam funkcjonują – dodaje.
Zmierzch przemysłu (przynajmniej w dużych miastach)
– Tam jest ponad 400 hektarów i nie rozumiemy, skąd upór, aby pozostawić całość pod przemysł – stwierdza Łukasz Ziob.
– A pan już w odrodzenie przemysłu w Krakowie nie wierzy? – dopytuję.
– Prowadzę również odlewnię we Wrocławiu. To bardzo trudny biznes i wiem, że on nie jest w stanie funkcjonować na dłuższą metę w otoczeniu miejskim z uwagi na uciążliwości, jakie generuje. Jeśli przemysł ma wrócić, to zapewne taki, o którym jeszcze nie wiemy, że powstanie - związany z nowymi technologiami. Jeśli jako miasto chcemy się rozwijać, to musimy być na to przygotowani i mieć rezerwy terenowe. Rybitwy są takim miejscem lub obszar dawnego kombinatu – uważa.
– Zapewne władze naszego miasta i ja również widzielibyśmy tam np. wyróżniające się w skali światowej centrum przetwarzania danych na potrzeby sztucznej inteligencji czy fabryki produkujące zaawansowane podzespoły jak mikroczipy, procesory. W tą stronę powinniśmy rozwijać nasze miasto. Przemysł tradycyjny do Krakowa nie wróci, bo sami mieszkańcy tego nie chcą i na to nie pozwolą. Tego musimy być świadomi – kwituje Łukasz Ziob.
Co na to przedsiębiorcy?
W przygotowanej dużo wcześniej informacji prasowej, przede wszystkim wskazują na już zrealizowane i na te planowane inwestycje. Przy okazji podkreślając wkład w rozwój infrastruktury komunalnej. Chodzi o nowe odcinki ulic, chodniki, przystanki i przejścia dla pieszych. Większość działań prowadzona jest w rejonie ulicy Półłanki – między Agatową a Nad Drwiną.
– To tylko wycinek aktywności inwestycyjnej przedsiębiorców na obszarze szeroko pojmowanych Rybitw – podkreśla Remigiusz Tytuła, prezes Klastra Rybitwy. – To żyjąca strefa gospodarcza, w której przedsiębiorcy chcą inwestować, zwiększać zatrudnienie i obroty, a co za tym idzie także odprowadzać coraz wyższe podatki do centralnego i lokalnego budżetu.
– Poprzednio piętrzono przed nami problemy, tłumiąc zapał inwestycyjny przedłużającymi się procedurami. Przełomowym momentem było odrzucenie planu Nowe Miasto. Przedsiębiorcy, ale też urzędnicy odczytali, to jasno jako kierunkowy brak zgody na likwidację strefy przemysłowej na południowowschodnich rubieżach miasta. Nowe władze Krakowa wydają się lepiej rozumieć i kalkulować korzyści płynące z funkcjonującego i przynoszącego systematyczne przychody do miejskiej kasy obszaru gospodarczego – komentuje Remigiusz Tytuła.
Nie wylać dziecka z kąpielą
– Koszty funkcjonowania Krakowa wzrosły o 1,8 mld złotych, a dochody o 1,3 mld, co oznacza, że jesteśmy o pół miliarda do tyłu. Jeśli będziemy pozwalać na likwidację na skalę masową firm, będziemy mieć spory problem – mówi dla LoveKraków.pl Grzegorz Stawowy. Radny skłania się jednak do opcji, by częściowo dopuścić możliwość przekształceń.
– To jest o tyle skomplikowane, że są obszary bardziej przemysłowe, położone bliżej oczyszczalni czy też park technologiczny MARR-u, gdzie działa blisko 100 podmiotów prywatnych. Tam, gdzie jest ten przemysł i wytwórstwo, nic bym nie ruszał, bo to miejsca pracy, PKB i korzyści dla miasta – mówi Michał Drewnicki, wiceprzewodniczący rady miasta (PiS).
– Spokojnie można rozważyć przekształcenie tych terenów na mieszkaniówkę, które nie są w bezpośrednim sąsiedztwie od uciążliwych zakładów, które narażałyby nowych mieszkańców na hałas czy przykre zapachy. Myślę, że są obszary, o których można pomyśleć – stwierdza.