To była nasza ostatnia deska ratunku: walczymy albo znikamy – tak o otwarciu swoich lokali mówią krakowscy przedsiębiorcy. Podkreślają, że przez trzy miesiące od zamknięcia branży gastronomicznej nie dostali żadnej rządowej pomocy.
– Bardzo dużo firm znajduje się na skraju bankructwa, co wynika nawet z oficjalnych rządowych statystyk. Przedsiębiorcy nie są w stanie pokrywać swoich kosztów, nawet jeśli dostaną obiecaną pomoc, a niektórzy z nich są na skraju wytrzymałości, stąd podejmują decyzję o otwieraniu swoich lokali – mówił podczas poniedziałkowej konferencji prasowej poseł Platformy Obywatelskiej Aleksander Miszalski.
„Ostatnia deska ratunku”
W spotkaniu z dziennikarzami uczestniczyli również krakowscy przedsiębiorcy. Karolina Bartosik, właścicielka otwartej w zeszłym tygodniu restauracji „Wesołe Gary” mówiła, że „zostaliśmy zmuszeni, aby się otworzyć”.
– To była nasza ostatnia deska ratunku: walczymy albo znikamy. Czekaliśmy na pomoc, ale jej się nie doczekaliśmy – podkreśliła.
Bez pomocy
Agnieszka Niewiadomska z restauracji „Piwnica pod Złotą Pipą” z ulicy Floriańskiej zwróciła uwagę na fakt, że przedsiębiorcy z branży gastronomicznej znaleźli się bez jakiejkolwiek pomocy. – Uważam, że na najpierw powinno wprowadzić się przepisy i realną pomoc, a dopiero później lockdown – mówiła.
– Po trzech miesiącach możemy starać się o tarczę, która i tak wielu z nas nie obejmie. (…) Chcemy pomocy, a nie opowiadania w mediach o miliardach złotych, które podobno gdzieś są – dodała.
Krzysztof Nowosad, właściciel kawiarni „Loża” znajdującej się przy Rynku Głównym podkreślił, że branża gastronomiczna wchodzi w czwarty miesiąc zamknięcia bez żadnej pomocy.
– Proszę się nie dziwić, że niektórzy przedsiębiorcy w desperacji otwierają swoje biznesy, ponieważ nie mają co zrobić. Koszty lockdownu ponoszą firmy i pracownicy, a nie państwo – zaznaczył Nowosad.
Posłanka PO Jagna Marczułajtis-Walczak przekonywała, że „rząd oszukuje Polki i Polaków, ponieważ nie powiedzieli nam w listopadzie czy grudniu, że wszystkie obostrzenia będą trwały tak długo”.