Zwolnienia grupowe. „Mamy do czynienia z falą opadającą”

Zdjęcie przykładowe fot. Krzysztof Kalinowski

W pierwszym kwartale firmy w Krakowie zwolniły lub zwolnią ponad 1,1 tys. osób. Wiceprezydent Bogusław Kośmider zwraca uwagę, że nie jest to tylko problem krakowski, a ogólnopolski.

Zastępca Jacka Majchrowskiego, który nadzoruje m.in. Grodzki Urząd Pracy, zdradza, że miasto od jakiegoś czasu przygląda się obecnym ruchom kadrowym w sektorze przedsiębiorstw. – Widzimy, że to nie tylko problem krakowski, bo dzieje się tak w wielu dużych miastach – mówi.

Powody

Dlaczego tak się dzieje? Kośmider wskazuje na kilka czynników. – Wygląda to na porządkowanie biznesu po covidzie. Wtedy było pewnego rodzaju zatrzymanie i teraz znów zaczynają się ruchy. Warto też spojrzeć na niektóre przypadki osobno – dodaje.

Jeśli chodzi o pierwszą firmę, to wiceprezydent mówi, iż zwolnienia są konsekwencją skasowania projektu, nad którym pracowano. – Przestali coś robić i ludzie, którzy się tym zajmowali zostali na lodzie. To się zdarza. W przeszłości produkowano Syreny, przestano i eksperci od tych samochodów musieli się przekwalifikować – porównuje.

W drugiej firmie, która redukuje zatrudnienie, jako powód podawane jest wprowadzenie większej liczby automatyki procesów i systemów, które nie potrzebują większej liczby osób do obsługi. Wreszcie, jeśli chodzi o branżę tytoniową, tam również ważną rolę gra automatyka i – nomen omen – automatycznie przekłada się to na redukcję personelu.

– Jest jeszcze jeden element, ale to nie na pewno, bo nikt nam tego nie powiedział – praca w Polsce jest coraz droższa i być może przekracza poziomy opłacalności dla dużych korporacji. Wtedy robi się takie ruchy, jak przenoszenie działalności. Wiem o tym, bo sam pracowałem w takiej dużej firmie, z tym że akurat wtedy te firmy trafiały do Krakowa – mówi Bogusław Kośmider.

Tabelki muszą świecić na zielono

Wiceprezydent dodaje, że należy obserwować to, co się będzie działo na rynku i dopiero reagować, choć samorządy mają dość ograniczone pole manewru. – Jako miasto próbujemy rozmawiać z szefami, ale przecież oni mogą powiedzieć tyle, ile im pozwolono. Decyzje zapadają w Detroit, Nowym Jorku albo w Hong-Kongu. Wielkim firmom wszystko musi się zgadzać w „excelu” – podkreśla Kośmider.

Jak dodaje, do tej pory żyliśmy w przekonaniu, że będzie już tylko lepiej, a w biznesie występują falowania i być może właśnie jesteśmy na tej fali opadającej.

News will be here